Menedżer browaru naważył sobie piwa

Data: 5 września 2014 | Autor: | Brak komentarzy »

Nie jest tajemnicą, że nadużycia najłatwiej popełniać jest w obszarach niematerialnych, w szczególności przy zakupie / świadczeniu usług, których celem jest wytworzenie czegoś unikalnego i przeznaczonego na konkretne potrzeby danego podmiotu. W takich wypadkach nie tylko trudno jest rzetelnie wycenić taką usługę i jej produkt końcowy, ale także niejednokrotnie w ogóle wiarygodnie potwierdzić, że została ona wykonana.

Jedynym z przykładów takich obszarów jest marketing. O ile stosunkowo prosto jest potwierdzić, że reklama pojawiła się w telewizji czy w gazecie, to fakt przeprowadzenia degustacji w sklepie, akcji rozdawania ulotek, promocji powiązanej z rozdawaniem gadżetów itp. jest już nieco trudniejszy do weryfikacji. Oczywiście nie jest niemożliwy, ale kontaktowanie się z każdym punktem handlowym z pytaniem, czy podwykonawca pojawił się u nich tego i tego dnia, wykonując określone działania marketingowe jest pracochłonne i nie zawsze kończy się uzyskaniem rzetelnych informacji. Dobrze o tym wiedzą i skwapliwie z tego korzystają oszuści korporacyjni.

Pozew w tego rodzaju sprawie został właśnie złożony przez jednego z topowych graczy w branży piwnej, firmę MillerCoors. Skala całej sprawy jest niebagatelna, bo oskarżeniem objętych jest 14 osób oraz 15 firm, a wartość wygenerowanych przy ich współudziale strat przekracza 13,4 miliona dolarów! Wrażenie robi też katalog zarzutów – wśród nich znalazły się m.in. oszustwa, kradzież, wymuszenia, zmowa, przekroczenie uprawnień, działanie na szkodę interesu spółki i nieuzasadnione wzbogacenie. A całym procederem przez ponad 13 lat kierowało dwóch wysokiej rangi menedżerów działu marketingu, odpowiedzialnych za tzw. merchandising, David Colletti i Paul Edwards.

Sam schemat ich działania nie był specjalnie wyrafinowany, wrażenie robi raczej wspomniana wcześniej jego skala. Stosując terminologię ACFE, proceder oszustów można zakwalifikować jako jeden z rodzajów tzw. billing scheme, czyli obciążania firmy nieuzasadnionymi i/lub niepotrzebnymi kosztami, stanowiącymi jednocześnie w całości lub w części zysk zaangażowanych pracowników. Do tego celu służyło właśnie 15 fikcyjnych spółek, założonych lub jedynie wirtualnie wykreowanych przez Collettiego i Edwardsa przy współudziale 14 innych osób, wśród których znalazła się żona Collettiego oraz dwóch byłych pracowników MillerCoors.

Wg aktu oskarżenia oszukańczy proceder rozpoczął się jeszcze w 2000 r., tj. przed objęciem przez Davida Collettiego stanowiska zarządczego. W tym roku bowiem założone zostały pierwsze fikcyjne spółki użyte wyłącznie w celu wystawiania na rzecz MillerCoors faktur za niewykonane w rzeczywistości usługi. Siłą rzeczy jednak przychody z przestępczej działalności były w owym czasie limitowane, jako że Colletti musiał na wiele wydatków wyłudzać aprobatę swojego ówczesnego szefa.

Prawdziwe żniwa rozpoczęły się w 2002 r., kiedy Colletti objął stanowisko dyrektorskie w dziale marketingu firmy, odpowiadając za działania promocyjne w punktach innych niż handel detaliczny (tj. restauracje, stacje benzynowe, stadiony itp.). Dzięki temu zyskał on nie tylko bezpośrednie możliwości zamawiania i aprobowania usług merchandisingowych, ale – co ważniejsze – własny budżet wielkości wielu milionów dolarów, którym mógł dość swobodnie zarządzać. W oszukańczy schemat wciągane były kolejne osoby (m.in. była asystentka Collettiego), które zakładały kolejne spółki żerujące na MillerCoors.

Dzięki pozycji Collettiego (i późniejszej pomocy Edwardsa) w firmie, proces wyłudzenia nienależnych zapłat był stosunkowo łatwy do przeprowadzenia i w uproszczeniu przebiegał wg następującego schematu:

  • Colletti we współpracy ze wspólnikami rejestruje spółkę świadczącą rzekomo usługi marketingowe,
  • Colletti zleca różnym osobom wprowadzenie danych nowopowstałej spółki do systemu księgowego MillerCoors jako nowego zaaprobowanego dostawcy,
  • Colletti samodzielnie wystawia lub zleca pracownikowi wystawienie zamówienie na rzecz fikcyjnej spółki na wykonanie określonej usługi,
  • Colletti dokonuje odpowiednich operacji budżetowych i sam je zatwierdza, alokując niezbędne środki na potrzeby usług świadczonych przez fikcyjną firmę,
  • firma wystawia na rzecz MillerCoors fakturę za rzekomo wykonane usługi i/lub wytworzone i wykorzystanej w jej ramach materiały marketingowe,
  • Colletti lub podległy mu pracownik potwierdza wykonanie rzeczonej usługi i zatwierdza fakturę do płatności,
  • MillerCoors reguluje płatność, która jest następnie dzielona między Collettiego oraz inne osoby współpracujące w procederze z ramienia danej spółki.

Warto zwrócić przy tym uwagę, że Colletti celem uniknięcia wykrycia swojej działalności bardzo często wykorzystywał w niej podlegających mu i najprawdopodobniej nieświadomych niczego pracowników. Pozwalało mu to na pozorne zachowanie odpowiedniego podziału obowiązków związanego ze składaniem zamówień, zatwierdzeniem ich wykonania oraz akceptacją płatności. Jak można się domyślić, większość, jeśli nie wszyscy pracownicy marketingu MillerCoors zaangażowani w ten proces, wykonywali po prostu polecenia swojego szefa…

Proceder działał perfekcyjnie do września 2013 r., kiedy to podejrzenia jednego z pracowników realizujących płatności wzbudziła faktura wystawiona przez spółkę Golden Logistics. Osoba ta szczęśliwym trafem skojarzyła, iż adres Golden Logistics jest identyczny z adresem byłej asystentki Davida Collettiego, MaryAnn Rozenberg, która kilka miesięcy wcześniej opuściła firmę. Informacja ta natychmiast powędrowała do działu audytu wewnętrznego MillerCoors, który równie błyskawicznie rozpoczął kontrolę wszystkich zamówień, w których na dowolnym etapie pojawiał się nazwisko Collettiego jako bezpośrednio podejmującego decyzję. Kiedy audytorzy zaczęli obdzwaniać fikcyjne firmy celem weryfikacji ich transakcji z MillerCoors, Colletti złożył wymówienie z pracy, a niedługo później z firmą skontaktował się jego adwokat, który przejął wszelkie kontakty pomiędzy firmą a byłym dyrektorem.

Powyższy przypadek pokazuje dwie istotne kwestie dla zarządzania ryzykiem nadużyć. Po pierwsze – jak tak prosta kontrola jak porównanie adresów dostawców z adresami pracowników (lub innymi dostępnymi, np. adresem osoby do kontaktu w razie wypadku) może zaoszczędzić firmie ogromnych strat. Po drugie – jak łatwo zostać nieświadomym współsprawcą nadużycia, po prostu wykonując polecenia przełożonego i jak bardzo pozycja menedżerska ułatwia sprzeniewierzanie firmowych pieniędzy.



Skomentuj wpis

Musisz być zalogowany/a, żeby zamieszczać komentarze.