Szczęściu trzeba pomóc…
Data: 25 lipca 2013 | Autor: Mikołaj Rutkowski | 1 komentarz »
…wydawał się myśleć zastępca szefa bezpieczeństwa Komisji Gier i Zakładów stanu Arkansas, który zdecydował się nieco sobie „pomóc” w zwiększaniu prawdopodobieństwa wygranej w loterii organizowanej przez jego pracodawcę. Jak Czytelnicy mogą się jednak domyślać, tzw. systemy gry rzadko kiedy (choć właściwe tutaj byłoby słowo „nigdy”) przynoszą efekty, zaś kupowanie losów w ilościach hurtowych, licząc na znaczącą wygraną, jest obarczone dużą dozą niepewności. A przynajmniej do momentu, kiedy wymyśli się własny „system”…
Remmele Mazyck miał tym łatwiejsze zadanie, że współtworzył system bezpieczeństwa loterii i miał pełen dostęp do systemu komputerowego, który ją obsługiwał. Mógł zatem nie tylko wyzyskać słabości bezpieczeństwa w celu popełnienia nadużycia, ale także niemal perfekcyjnie je zamaskować. Dowodzi tego zresztą sposób ujawnienia całego procederu – wykryto go po informacji od właściciela jednego z punktów sprzedających losy i wypłacających wygrane. Zaniepokoiło go, że w jego punkcie ta sama osoba w krótkim czasie realizowała szereg wypłat z wygrywających losów, w dodatku o zbliżonych kolejnych numerach seryjnych. Dodatkowo, próbowano dokonać wypłaty wygranych z losów, które w systemie figurowały jako nieaktywne (tj. nie wprowadzone jeszcze do obrotu). To wystarczyło, aby Komisja podjęła działania wyjaśniające. Pechowo dla Mazycka to nie jemu powierzono zbadanie całej sprawy.
Dochodzenie ujawniło, że były już zastępca szefa bezpieczeństwa kasował wygrane od grudnia 2009, tj. dokładnie od uruchomienia loterii! Wszystko wskazuje także, że zatrudnił się on w Komisji właśnie po to, aby umożliwić sobie nielegalną działalność. W ciągu niecałych trzech lat przywłaszczył sobie kwotę niemal 478 tys. dolarów, a jego „wygrane” rosły w bardzo szybkim tempie: w 2009: 546 USD; w 2010: 24.862 USD; w 2011: 189.135 USD i wreszcie w 2012 (do października): 263.350 USD. Mazyck działał w sposób, który w jego mniemaniu miał uniemożliwić jego identyfikację – realizował bowiem jedynie wygrane poniżej 500 USD, które możliwe były do wypłaty w punktach dystrybucji losów. Większe sumy wymagały stawienia się w siedzibie Komisji i podania swoich danych osobowych.
Jak policzono, przestępca przedstawił do wypłaty w sumie 22.710 wygrywających losów. Skąd jednak Mazyck brał hurtowe ilości losów? Kradł je osobiście z magazynu, w którym były przechowywane. Dochodzenia wykazało, że w trakcie swojej działalności przywłaszczył sobie 2.662 paczki losów (sprzedawane dystrybutorom po 300 USD za paczkę), co dodawało do jego nieautoryzowanych wygranych kolejne 800 tys. dolarów!
Po kradzieży puli losów, logował się on do systemu zarządzania loterią i zmieniał ich status na „promocyjne”, sugerując, że zostały one rozdysponowane bezkosztowo na różnego rodzaju imprezach współorganizowanych przez stan Arkansas. Jak się okazało, nikt w Komisji nie zainteresował się, czy rzekoma dystrybucja „promocyjnych” losów miała rzeczywistą podstawę i została zatwierdzona przez odpowiednie osoby.
Nadużycie popełnione przez byłego pracownika Komisji miało także wpływ na mieszkańców stanu, jako że, zgodnie z oświadczeniem prasowym, po ujawnieniu afery, Komisja zadecydowała o rezygnacji z promocyjnej dystrybucji losów i zablokowała odpowiednią funkcjonalność systemu. Zapowiedziała także dokładny przegląd kontroli wewnętrznej.
Nie podano, na co Mazyck przeznaczał sprzeniewierzone środki, aczkolwiek warto zauważyć, że sama jego podstawowa pensja nie należała do najniższych i wynosiła niemal 80 tys. dolarów rocznie.
Jak można się spodziewać po amerykańskim wymiarze sprawiedliwości, Mazyck został oskarżony nie tylko o sprzeniewierzenie, ale także o pranie pieniędzy. Grozi mu za to do 30 lat więzienia i do 500 tys. dolarów grzywny, plus oczywiście zwrot zagrabionej sumy i zapłata należnych podatków.
Szkoda ze nasi “Vipowie” z rodzimego Totalizatora nie czytaja tego typu tekstów.
Całkowicie lekcewazą sprawy zwiazane z bezpieczeństwem systemu jakim zarzadzają.
Wyobraźmy sobie, iz taka sytuacja ma miejsce w Polsce. Skutek mozna łatwo przewidzieć – spadek ilości kupowanych zakładów w kolektórach. Co za tym idzie miliony nie wpływaja do budżetu. No cóz madry polak po szkodzie.