Podziemny “bank pierwszego wyboru” wykluczony z biznesu
Data: 19 czerwca 2013 | Autor: Mikołaj Rutkowski | Brak komentarzy »
Śledczy zajmujący się przestępczością gospodarczą nie są tak poważnymi ludźmi, jak to się może na pierwszy rzut oka wydawać. Bo jak inaczej, niż przejawem humoru, określić założenie konta w banku z następującymi danymi: Joe Bogus (w przybliżonym tłumaczeniu: Jaś Zmyślony), zamieszkały na 123 Fake Main Street (ul. Główna Nieistniejąca 123) w Completely Made Up City, NY (Całkiem Wymyślone Miasto, stan Nowy Jork)? A później realizować przelewy z tytułami w stylu „za kokainę” i „ze skimmingu bankomatów”?
Jak można się domyślić, działanie śledczego nie było czystą kpiną, ale miało na celu swoiste przetestowanie uczciwości instytucji, którą sprawdzał. Charakter samej sprawy też nie wywołuje uśmiechu, jako że dotyczyła ona jednej z największych spraw o pranie pieniędzy (prowadzący ją prokuratorzy twierdzą wręcz, że największej) w historii systemu finansowego. Ostrożne szacunki mówią nawet o kwocie 6 miliardów dolarów, milionie klientów i 55 milionach operacji, jakie instytucja przeprowadziła od jej założenia w 2006 r.
Sercem całego systemu była kostarykańska instytucja płatnicza (ciężko nawet nazwać ją bankiem) pod nazwą Liberty Reserve. Prokuratorzy określili ją wręcz jako „bank pierwszego wyboru” dla przestępców z branży narkotykowej, nielegalnego hazardy, oszustów finansowych, złodziei tożsamości, pedofilów i reprezentantów podobnych obszarów. Można spotkać się nawet z opiniami, że Liberty Reserve stanowiła analogiczny punkt zwrotny w świecie nielegalnych cyberfinansów, jak PayPay w jego legalnej odmianie.
Kluczem do specyficznie rozumianego sukcesu była oczywiście anonimowość oraz możliwość wykonywania operacji zdalnie. Przytoczone wyżej „dane osobowe” oficera śledczego nie były zbyt oddalone od profilu przeciętnego klienta Liberty Reserve, którego rzeczywiste dane były wręcz ostatnią rzeczą, jaka interesowała szefów i pracowników tej instytucji. Do otwarcia rachunku w praktyce wystarczył adres e-mail. Żartobliwie można by zapewne określić to podejście jako Don’t Mind-Your-Customer…
W rzeczywistości działania Liberty Reserve były dalekie od standardowej działalności bankowej. Stanowiła ona raczej centrum zarządczo-koordynujące pośredniczące pomiędzy klientami, a faktycznymi wykonawcami ich zleceń, rozproszonymi po całych świecie i określanymi jako „wymieniacze” (exchangers). To oni fizycznie przyjmowali i przekazywali gotówkę, wykonywali operacje za pomocą legalnych instytucji bankowych i płatniczych, dokonywali wymiany gotówki za określone towary i usługi itd. Następnie rozliczali się z tego tytułu już z Liberty Reserve. Pozwalało to uniknąć przekazywania danych klientów na linii Liberty Reserve – legalne instytucje finansowe.
Cena za anonimowość i swobodę transakcji nie była wygórowana. Liberty Reserve pobierała stałą opłatę od każde operacji w wysokości 1% jej wartości. Biorąc pod uwagę przeciętne koszty wyprania nielegalnych środków, usługa była więc oferowana praktycznie za darmo.
O popularności Libert Reserve w światku przestępczym może świadczyć fakt, że zdaniem śledczych przez tę instytucję przepłynęła m.in. duża część z 45 milionów dolarów pozyskanych podczas „wirtualnego skoku na bank”, o którym pisałem niedawno na Fraud IQ.
To niewątpliwe udogodnienie dla osób posiadających środki z nie do końca legalnych źródeł, czy też chcących zainwestować „czyste” pieniądze w różne formy przestępczych biznesów, zostało zlikwidowane na przełomie maja i czerwca przez agentów amerykańskiego United States Global Illicit Financial Team. Jest to nie tyle kolejna agencja w bogatej kolekcji tego typu ciał w USA, co raczej zespół do specjalnych poruszeń w sprawach przestępczości finansowej. Ujawniono, iż zabezpieczono 45 rachunków bankowych należących lub wykorzystywanych przez Liberty Reserve, aczkolwiek nie podano, jakie środki się na nich znajdowały. Może dziwić nieco fakt, iż to amerykańscy śledczy ruszyli w świat, wyręczając niejako miejscowe organy ścigania, ale cała sprawa bazuje na zapisach US Patriot Act, czyli ustawy uchwalonej krótko po zamachach z 11 września, która w sposób dość samozwańczy autoryzowała amerykańskie agencje do operowania praktycznie na całym świecie.
Co ciekawe, najwyraźniej klientami Liberty Reserve były też legalnie działające biznesy. Media wspominają m.in. o firmie ePayCards.com z Houston, która intensywnie korzystała z jej pośrednictwa. Jej właściciel przyznał, że wybrał Liberty Reserve z uwagi na jej bezpieczeństwo – po wykonaniu operacji nie było bowiem możliwe jej zawieszenie czy odwołanie, ani żadna reklamacja.
Jak podały media siódemka głównych “operatorów” podziemnego banku została aresztowana w różnych miejscach świata, a część z nich czeka na ekstradycję do Stanów Zjednoczonych. Okazuje się, że przynajmniej dwóch współzałożycieli Liberty Reserve – Arthur Budovsky i Vladimir Kats – nie jest w swoim zawodzie nowicjuszami i mają oni na swoich kontach wyroki za pranie pieniędzy. Właśnie po ich odsiedzeniu w amerykańskich więzieniach postanowili ulokować swój nowy biznes w Kostaryce.
Zdecydowanie warto poszukać dalszych informacji o tej sprawie, nie tylko ze względu na jej wymiar, ale także na wyjątkowo kwiecisty sposób jej opisu przez śledczych zaangażowanych w postępowanie. Przykładowo, szef waszyngtońskiej delegatury Internal Revenue Service oświadczył, że “gdyby Al Capone żył w dzisiejszych czasach, właśnie tak ukrywałby swoje pieniądze”.
Skomentuj wpis
Musisz być zalogowany/a, żeby zamieszczać komentarze.