Kryzys a nadużycia – opinia subiektywna

Data: 2 października 2013 | Autor: | Brak komentarzy »

Od czasu, kiedy media oszalały na punkcie panującego na świecie kryzysu, nie ma praktycznie tygodnia, aby nie zostało zadane pytanie w rodzaju „Czy kryzys sprzyja wzrostowi nadużyć?”. Nie spotkałem się jeszcze z odważnym, który na w ten sposób zadane pytanie ośmieliłby się odpowiedzieć inaczej niż „Oczywiście!”, wymieniając jednocześnie jednym tchem szereg sztampowych uzasadnień swojego twierdzenia. Nieświadomy odbiorca takiego materiału oczami wyobraźni widzi już zapewne, jak dookoła niego szerzy się oszustwo i szachrajstwo. Diabeł tradycyjnie tkwi jednak w szczegółach, którym warto się bliżej przyjrzeć.

Na wstępie zauważmy, że wszelkie opinie dotyczące zagrożenia przestępczością gospodarczą są niczym więcej niż właśnie opiniami. Są to szacunki, domysły, oceny, przypuszczenia, czy przeczucia. Zjawisko to nie zostało dotąd precyzyjnie zmierzone z prozaicznych przyczyn:

  • duża część przypadków pozostaje nieujawniona,
  • wśród tych ujawnionych zapewne podobny procent zostaje zamieciony pod przysłowiowy dywan,
  • z kolei wśród tych, które przedrą się do publicznej wiadomości, albo wartości strat nie są podawane, albo też są zbywane stwierdzeniami typu „nieznaczne”, „niematerialne”, „nie mające wpływu na…” itd.

Jeśli dodamy do tego fakt, że wszystkie koszty nadużyć da się wycenić, a nawet wśród tych mierzalnych nie zawsze da się w sposób sensowny wydzielić te bezpośrednio powiązane z przypadkami oszustw (np. czy wartość pracy analityka badającego wniosek kredytowy, który po wypłacie kredytu okazuje się wyłudzeniem, to też koszt tego nadużycia, czy zwykły koszt operacyjny?), to wyraźnie widzimy, że powszechne opinie nie są oparte na twardych, całościowych danych empirycznych. Na marginesie trzeba zresztą zauważyć, że nawet gdyby tak było, to sposób prowadzenia statystyk przestępczości w naszym kraju skutecznie pozbawiłby nas sensownego oglądu na ten problem…

Omówiwszy tę kwestię, zastanówmy się nad sensem tak zadanego pytania. Czy interlokutorowi chodzi o wzrost ilości, czy wartości nadużyć? A może o wypadkową jednego i drugiego? Czy ilość rozumiemy przez liczbę pojedynczych incydentów, czy też liczbę sprawców (co nie zawsze idzie w parze)? Czy mówimy tutaj o nadużyciach sensu largo, czy o jakiejś konkretnej grupie przypadków? Wzrost rozumiany jako wartość bezwzględna, czy też może udział w…? No właśnie w czym? W przychodach (to najpopularniejsze), kosztach, sumie bilansowej? I tak dalej.

W zdecydowanej większości przypadków, przedzierając się dalej przez materiał, dowiadujemy się, że pytanie dotyczyło nadużyć pracowniczych – chyba, że artykuł dotyczy branży finansowej, wtedy ni z tego, ni z owego ciężar jest przerzucany na klientów. I tutaj po raz kolejny wpadamy na przysłowiową minę. Dlaczego? Bo praktycznie w 100% przypadków podstawowym argumentem podnoszonym przez przedstawiającego swój pogląd jest to, że gwałtownie rośnie liczba takich ujawnionych przypadków.

Podchodząc do tego analitycznie, mamy zatem dwie możliwości:

  • albo udział wykrywanych nadużyć w ich całości jest stały i faktycznie wraz ze wzrostem całkowitej liczby przypadków więcej ich wychodzi na jaw,
  • albo po prostu wykrywanych jest więcej przypadków, a co do ich zmian ich całkowitej liczby to tak naprawdę nie mamy wystarczających danych, aby o tym dywagować.

Oczywiście możliwy jest wariant pośredni, że rośnie zarówno ilość całkowita nadużyć, jak i liczba ujawnianych przypadków, co końcem końców też może (choć nie zawsze) przekładać się na względny wzrost. Ale, jak wspomniałem wyżej, taką tezę można wysnuwać na podstawie wiarygodnych danych, więc odłóżmy ją ad acta.

Absolutnie nie twierdzę, że w kryzysie ilość przypadków nadużyć nie rośnie, bo nie mam do tego odpowiednich danych. Odpowiadając jednak opinią na opinię, pozwolę sobie wyjść z tezą, iż niekoniecznie jest to wzrost całkowitej liczby przestępstw pracowniczych (bo wszak o tym mówimy), ale wzrost liczby wykrytych przypadków tego rodzaju. Powód tego jest banalnie prosty: w kryzysie każdy rozsądny przedsiębiorca bierze pod lupę koszty. Każda wydawana złotówka jest oglądana z obu stron, a rachunki i faktury nie są już podpisywane z marszu, ale po ich przeanalizowaniu. Sumy po stronie kosztów rachunku zysków i strat są starannie przeglądane, jak mantrę powtarzane jest pytanie w stylu „czy naprawdę potrzebujemy wydawać tyle na…”, a co jakiś czas pojawia się pozycja, która powoduje zapalenie się czerwonej lampki alarmowej. Siłą rzeczy, większa kontrola nad wydatkami przyczynia się do ujawnienia większej liczby nieprawidłowości niż rutynowe przeglądy.

Oczywiście, zapewne znajdą się pracownicy, którzy z uwagi na spadek ich całkowitych przychodów („ucięli premie…”), utratę pracy przez partnera, wzrost obciążeń kredytowych itp., zaczną popełniać nadużycia, których w normalnym stanie gospodarki by nie popełnili. Jednak równie dobrze można założyć, że przynajmniej część z tych, którzy do tej pory „dorabiali” sobie w ten sposób do pensji, nagle taką działalność ograniczy – z przyczyn wspomnianych powyżej: przestraszą się staranniejszej kontroli, bo trudniej będzie im ukryć straty w sytuacji stagnacji firmy. Na którą stronę zatem przeważy się szala? Tego nie wiemy.

W mojej ocenie, w czasach kryzysu powinniśmy raczej mówić o zmianie struktury nadużyć. Jak napisałem powyżej, nie sądzę, aby naprawdę ilość przestępstw dotyczących sprzeniewierzenia aktywów (a tutaj mieszczą się w zdecydowanej większości typowe nadużycia pracownicze) jakoś gwałtownie rosła sama w sobie. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne wydaje się, że przybędzie przypadków z dwóch pozostałych grup nadużyć, tj. korupcji i fałszowania informacji.

Motorem takich działań będzie po prostu chęć przetrwania trudnych czasów. Skoro w kryzysie jest zdecydowanie trudniej pozyskać kontrakt, wielu przedsiębiorców zdecyduje się „pomóc” partnerowi w podjęciu takiej decyzji, odpowiednio to wynagradzając. O ile normalnie pewnie by się na to nie zdecydowali, to w takiej sytuacji będą potrafili to sobie wewnętrznie uzasadnić (trójkąt nadużyć!).  Z kolei presja na wyniki, chęć utrzymania poprzedniego poziomu wynagrodzenia, czy nawet próżność z pewnością popchnie pewną liczbę osób w stronę kreatywnej księgowości i fałszowania sprawozdawczości.

Czy mam dowody na poparcie swojego twierdzenia? Ależ skąd, to po prostu opinia ekspercka…



Skomentuj wpis

Musisz być zalogowany/a, żeby zamieszczać komentarze.