Zasada „Ufaj i kontroluj” po raz kolejny – przypadek ubezpieczeniowy
Data: 26 lipca 2012 | Autor: Mikołaj Rutkowski | Brak komentarzy »
Większość podmiotów działających na rynku finansowym traktowana jest jako instytucje zaufania publicznego. Stąd też szeroki nadzór odpowiednich instytucji właśnie nad tym segmentem rynku i szczegółowe regulacje prawne wydawane przez rządy oraz nierzadko również przez stowarzyszenia zawodowe.
Mimo wszystko ostrożna firma nie może porzucić zasady „ufaj i kontroluj” także w odniesieniu do instytucji finansowych. Boleśnie przekonało się o tym kilkoro klientów brytyjskiego brokera ubezpieczeniowego Goodwin Best.
Dla osób nie zaznajomionych z tematem skrótowo wyjaśniam, że broker jest formą pośrednika ubezpieczeniowego dla podmiotów gospodarczych (wprawdzie może obsługiwać również osoby fizyczne, ale to stosunkowo rzadkie sytuacje). Broker prowadzi kompleksową obsługę swoich klientów, dobierając w odpowiedni sposób zakres ochrony ubezpieczeniowej, negocjując jej warunki i stawki, realizując firmowe programy ubezpieczeniowe, współpracując z ubezpieczycielami przy ocenie ryzyka ubezpieczeniowego, wspierając klienta przy codziennych kontaktach z ubezpieczycielem, w szczególności przy likwidacji szkód. Co ciekawe, broker nie otrzymuje od swojego klienta wynagrodzenia – jego przychody są wypłacane przez ubezpieczycieli, jak procent wartości otrzymywanej przez nich składki.
Jak więc widać, korzystanie z usług brokera ubezpieczeniowego można porównać do outsourcingu obsługi ubezpieczeniowej (oczywiście w pewnych granicach). Opisywany wypadek pokazuje jednak, że zbytnia ufność w stosunku do brokera może spowodować wymierne problemy.
Przechodząc do rzeczy – Stephen Goodwin, partner w opisywanej firmie Goodwin Best, najwyraźniej stwierdził, że generowane w standardowy sposób przychody nie do końca spełniają jego oczekiwania, ponieważ koszty funkcjonowania spółki ciągle przekraczały jej przychody. Wypracował więc system „zasilania” rachunku firmowego dodatkowymi środkami.
Trzeba przyznać, że podszedł do tego w dość metodyczny sposób. Wybrał mianowicie stałych klientów, odnawiających polisy w praktycznie niezmienionej formie co roku i – co najistotniejsze – nie doświadczających zdarzeń ubezpieczeniowych, czyli po prostu takich, którzy nie występowali w ostatnich latach z roszczeniami. W swojej naiwności uznał, że prowadzony przez nich biznes jest najwyraźniej odporny na szkody, zatem ryzyko, że faktycznie zdarzy się tam coś objętego ochroną ubezpieczeniową, jest minimalne.
Od roku 2008 nie zawierał zatem w imieniu wyselekcjonowanych klientów nowych polis i przestał przekazywać wpłacane przez nich składki na konta ubezpieczycieli. Oczywiście mechanizm ten działał tylko w jedną stronę i Goodwin Best oświadczał klientom, że nadal objęci są ochroną ubezpieczeniową na podobnych warunkach. Było to tym łatwiejsze, że korzystając z praktycznie niezmiennego zakresu ochrony, z jakiej korzystali ci klienci, wystarczało zmodyfikować nieco przeszłe dokumenty, odpowiednio dostosowując numery polis, daty i podobne szczegóły. Ponieważ dokumenty od ubezpieczyciela są przekazywane także za pośrednictwem brokera, nie było ryzyka, że klient zorientuje się, że takich dokumentów nie dostał.
Dzięki temu manewrowi w ciągu trzech lat konto Goodwin Best zasiliło ponad 300 tysięcy funtów, które zamiast powędrować do ubezpieczycieli, pozostało w firmie. Oczywiście naturalną konsekwencją tego był brak ochrony ubezpieczeniowej takich klientów. Strategia przyjęta przez partnera zarządzającego była jednak całkiem sprawna, biorąc pod uwagę, że pierwsze roszczenie od klienta z tej grupy pojawiło się dopiero pod koniec 2010 roku. Niestety wnioskowana kwota znacznie przekraczała możliwości brokera, zatem nie był on w stanie wypłacić rzekomego odszkodowania z własnych funduszy. Podjął on jeszcze nieskuteczną próbę uniknięcia odpowiedzialności, składając na początku 2011 roku wniosek o bankructwo. W obliczu ujawnionych szczegółów, wniosek ten został jednak oddalony.
Co ciekawe i zarazem niepokojące, to fakt, że Goodwin został wprawdzie skazany na zwrot klientom sprzeniewierzonej kwoty, ale jednocześnie nie zajęto się sprawą szkody, jaką spowodowany przez niego brak aktywnego ubezpieczenia wyrządził klientom. Aby uzyskać zadośćuczynienie za zdarzenia, które normalnie byłoby objęte polisą, muszą oni teraz wystąpić z roszczeniem cywilnym przeciwko byłemu brokerowi. Może to być niewykonalne, ponieważ poza zwrotem nienależnie pobranych składem, Goodwin ma zapłacić dodatkowo niemal 170 tys. funtów kary. I tu kolejna ciekawostka – ponieważ poddał on się dobrowolnie karze nałożonej przez Financial Services Authority, jej wymiar został mu obniżony o 30%…
Firmom korzystającym z usług brokerskich pozostaje zatem nie pozostawać w błogim przekonaniu, że wybrany przez nich podmiot jest gwarancją ochrony, ale podjąć odpowiednie kroki, aby niezależnie potwierdzić fakt jej istnienia. W przeciwnym wypadku straty finansowe mogą być znacznie wyższe niż koszty nieistniejącej polisy.
Skomentuj wpis
Musisz być zalogowany/a, żeby zamieszczać komentarze.