Przemysłowa produkcja fałszywych kart kredytowych
Data: 6 marca 2012 | Autor: Mikołaj Rutkowski | Brak komentarzy »
Informacje o opisywanej dzisiaj sprawie trafiły do mediów już pod koniec lutego, ale dopiero dziś potwierdzono, że prokuratura wystąpiła z aktem oskarżenia. Przypadek jest wart wspomnienia nie ze względu na wyrafinowanie zastosowanego schematu, ale na skalę strat będących jego wynikiem.
Wg prokuratury oskarżony Sebastian G. zorganizował i przez ponad 4 lata kierował sprawnie działającą grupę przestępczą, specjalizującą się w dokonywaniu zakupów na rachunek klientów, których dane kart kredytowych padły łupem złodziei. Ostrożne szacunki wskazują, że łączna wartość towarów zakupionych w ten sposób wynosi co najmniej 1,5 miliona złotych! W okresie działania grupy wykorzystano ponad 2 tysiące kart.
Sebastian G. pominął najtrudniejszą część tego biznesu, tj. pozyskiwanie danych kart płatniczych we własnym zakresie. Zamiast tego w odpowiednie informacje zaopatrywał się w internecie na tzw. forach cardingowych, kontaktujących odbiorców i dostawców danych i narzędzi umożliwiających klonowanie kart kredytowych. Informacje o kartach kupuje się tam na sztuki lub w pakietach po kilkadziesiąt lub kilkaset sztuk.
Co prawda faktyczny udział rzeczywiście działających numerów w takich partiach jest niewielki (zwykle nie przekracza 10-15%), ale przy dużej skali zakupów i niskiej jednostkowej cenie za pojedynczy zestaw danych, jest to więcej niż wystarczające, aby inwestycja się zwróciła. Wg doniesień medialnych za pakiet 10 numerów płacono 1.000 dolarów, ale cena ta wydaje się znacznie zawyżona, ponieważ zwykle ceny pojedynczego zestawu danych, w zależności od ich „świeżości”, kształtują się od kilkunastu do kilkudziesięciu dolarów.
Początkowo Sebastian G. wraz ze wspólnikiem zakupione dane wgrywali na własne karty płatnicze. Jednakże dokonywane przez nich tak spreparowanymi kartami transakcje były obarczone sporym ryzykiem, jako że dane karty na wydruku z terminala i na samej karcie były rozbieżne. Co więcej, wystarczyło, aby sprzedawca zatrzymał taką kartę z faktycznymi danymi któregoś ze wspólników, aby policja trafiła bezpośrednio do sprawcy przestępstwa.
Przestępcy szybko zatem udoskonalili swoje modus operandi i zakupili urządzenie do wytwarzania pełnowartościowych kart płatniczych, tj. nie tylko kodujące paski magnetyczne, ale także dokonujące nadruków i embosowania kart. Ponieważ jednak możliwości produkcyjne wspólników powiększyły się znacząco, nie byli oni w stanie sami dokonywać wystarczającej ilości zakupów. Dane na kartach miały bowiem to do siebie, że szybko się dezaktualizowały. Te same dane mógł kupić inny przestępca, wykorzystać je do produkcji własnych kart i dokonywania nimi transakcji, co spotykało się zazwyczaj z szybką blokadą takiej karty przez klienta.
Wspólnicy zdecydowali się zatem skupić na produkcji kart, zaś do dokonywania za ich pomocą zakupów zatrudnili osoby trzecie. Dokonywały one zakupów łatwo zbywalnych towarów, w szczególności elektroniki i alkoholu, zwykle w centrach handlowych, gdzie duży ruch klientów gwarantował minimalne zainteresowanie sprzedawców podawanymi im kartami. Zakupy były następnie hurtowo odsprzedawane paserom za ok. 50% oryginalnej ceny. Sami „klienci” dostawali za swoje usługi 10-20% wartości towaru. Interes toczył się tak dobrze, że wkrótce przedstawiciele grupy musieli udawać się na zakupy w inne rejony Polski, aby uniknąć rozpoznania.
Warto zauważyć, że Sebastian G., jako szef grupy, wprowadził w niej swoisty system kontroli wewnętrznej i uzgadniania transakcji. Wymagał mianowicie, aby każdy zakup był dodatkowo potwierdzany dostarczanymi mu paragonem oraz kopią wydruku transakcji. W ten sposób kontrolował, czy jego podwładni oddają mu całość zakupionych towarów. Metoda ta była raczej niedoskonała, jako że wystarczyło dokonać osobnego zakupu i płatności, aby ukryć taką transakcję przed szefem – nie miał on wszak dostępu do historii operacji karty.
Wg ostatnich ustaleń, oprócz dwójki szefów grupy, w przedsięwzięcie zaangażowanych było 20 innych osób. Całą grupę zgubiła właśnie skala działania – policja zainteresowała się coraz większymi „dostawami” kradzionych towarów na rynek i stosunkowo szybko z pomocą paserów namierzyła ich źródło. W ten sposób potwierdza się teoria, że całe przedsięwzięcie jest na tyle zabezpieczone, na ile silne jest jego najsłabsze ogniwo.
Skomentuj wpis
Musisz być zalogowany/a, żeby zamieszczać komentarze.