Pomoc społeczna także nie jest wolna od nadużyć
Data: 23 października 2012 | Autor: Mikołaj Rutkowski | 1 komentarz »
Często zdarza nam się słyszeć, że stosowany w naszym kraju model pomocy społecznej oparty na wsparciu pieniężnym absolutnie nie zdaje egzaminu, jako że znacząca część tak dystrybuowanych środków jest przeznaczana na konsumpcję wyrobów dalece odmiennych od tych, na które miały być przeznaczone według założeń programu. Wiele krajów postawiło zatem na pomoc “w naturze” poprzez dystrybucję w ramach pomocy społecznej żywności i towarów codziennego użytku, jeszcze inne zastosowały model pośredni – kupony / talony, które można wymieć na wybrany towar ze ściśle określonej puli.
Tego rodzaju model działa między innymi w Stanach Zjednoczonych pod nazwą SNAP (Supplemental Nutrition and Assistance Program). Jego celem jest nie tyle zaspokajanie potrzeb żywnościowych, co wzbogacanie diety tej części społeczeństwa, która z uwagi na niskie dochody zadowala się najtańszym i najmniej wartościowym pożywieniem dostępnym na rynku. Jak można się domyślić, kupony (tzw. food stamps) otrzymywane w ramach programu SNAP nie uprawniają do „zakupów” alkoholu, papierosów, czy innych używek, nie mówiąc już o artykułach nie-żywnościowych. Nie jest również możliwa wymiana otrzymanych kuponów na gotówkę.
Władze zadbały także o to, aby zminimalizować skalę nadużyć związanych z tym programem. Po pierwsze, kupony istnieją jedynie w postaci wirtualnej, tzn. każdy uprawniony dostaje specjalną kartę, która okresowo jest doładowywana określonymi środkami przez służby socjalne. Po drugie, korzystać z karty można tylko w autoryzowanych sklepach uczestniczących w programie, przechodzących proces oceny i selekcji. Wreszcie po trzecie, aby całkowicie wyeliminować obieg gotówkowy, środki za zakupy poczynione w ramach programu SNAP są zwracane handlowcom jedynie na ich rachunki bankowe.
Jak łatwo jednak można się domyślić, taka wymiana niemalże barterowa, jest wielu osobom nie w smak. Pewna przedsiębiorcza para ze stanu Connecticut wymyśliła sposób na to, aby obejść wypracowany system zabezpieczeń. Ich metoda, o której poniżej, okazała się bardzo skuteczna, bo w ciągu ok. 2,5 roku na skutek ich działalności program SNAP został okradziony na kwotę 1.660.103,38 dolarów, jak skrzętnie wyliczył prokurator.
Państwo Adames nie byli uprawnionymi beneficjentami programu, ale stali dosłownie i w przenośni z drugiej strony lady. Prowadzili mianowicie sklep, w którym dokonywać można było zakupów kartami programu SNAP. Szybko zorientowali się, że znaczna część uczestników programu zainteresowana jest znacznie bardziej żywą gotówką niż oferowaną im zdrową żywnością.
Posiadając doświadczenie w autoryzacji punktu handlowego do programu, państwo Adames utworzyli sześć wirtualnych sklepów, w których możliwe były zakupu w ramach SNAP. Media nie podają, w jaki sposób udało im się oszukać kontrolerów programu, ale pewne jest, że sklepy istniały jedynie w dokumentach i jedynym ich materialnym przejawem były terminale akceptujące karty SNAP. Aby odgrodzić się od stworzonego schematu małżeństwo podstawiło jako właścicieli sklepów „słupów”, rekrutujących się zresztą z beneficjentów programu.
Jak można się domyślić, wirtualne środki z kart pomocowych wtajemniczonych osób zasilały rachunek bankowy Adamesów, w zamian za co wypłacali oni w gotówce pewien procent wartości „zakupów”. Przy okazji mogli również upłynnić rzekomo sprzedane w ramach SNAP towary, co jeszcze zwiększało ich dochody.
Media nie podają, w jaki sposób odkryto oszustwo, ale i tak zaskakujące jest, że przez 2,5 roku nikogo nie zdziwiła popularność lokali Adamesów wśród uprawnionych od otrzymywania pomocy społecznej, ani wartość obrotów ich sklepów w ramach programu SNAP. Niewykluczone, że znacznie większe nadużycie ma/miało miejsce w administracji samego programu, niekoniecznie jeśli chodzi o zyski dla osób przymykających oczy na oszustów, ale o poziom strat, jaki mogli wygenerować.
Proces w tej sprawie trwa – maksymalny możliwy wyrok to 20 lat więzienia, grzywna do 3,3 miliona dolarów i zwrot sprzeniewierzonych środków na rzecz SNAP.
Moim zdaniem jest to trochę wina systemu kontroli, czy w tym przypadku „atestacji”. Kontrola, aby była naprawdę skuteczna musi nieść ze sobą również pewien element nieprzewidywalności, zaskoczenia. Jeśli atestacja (jak rozumiem) co roku przebiegała w identyczny sposób i, co gorsza, jedynie poprzez weryfikację pod względem formalnym przedkładanych dokumentów to opisywany przypadek był jedynie kwestią czasu. Człowiek (a zwłaszcza oszust) nie jest głupi i potrafi się uczyć. Adamesowie zauważyli powtarzalność i rutynowość i postanowili je wykorzystać. Okazja czyni złodzieja.
Moim zdaniem można byłoby uniknąć strat poprzez lekką modyfikację procedur i dodanie czynnika „nieprzewidywalności”, np. poprzez niezapowiedziane kontrole urzędników celem sprawdzenia poprawności działania procesu (coś na wzór kontroli podatkowych).
Oczywiście jest to już analiza ex post, ale dziwne, że przy zachowaniu tylu procedur bezpieczeństwa zapomniano o najprostszej – sprawdzeniu przez obserwację.