Nadużycia kryzysowe – dokuczliwa amatorszczyzna
Data: 12 lutego 2012 | Autor: Mikołaj Rutkowski | Brak komentarzy »
Okresy kryzysu zawsze obfitują w przypadki nadużyć. Wynika to z dwojakich przyczyn, leżących po obu stronach „muru” rozdzielającego sprawców i poszkodowanych. Z jednej strony presja pogarszającej się sytuacji finansowej popycha ludzi do niezgodnego z zasadami pozyskiwania zasobów materialnych, z drugiej same firmy uważniej patrzą na koszty i niezwłocznie badają wszelkie atypowe zachowania wskaźników i trendów.
Trzeba też pamiętać, że nadużycia epoki kryzysu w przeważającej mierze mają inny charakter od czynów, które zwykle z nadużyciami kojarzymy. Przede wszystkim są znacznie bardziej powszechnie podejmowane, ale równocześnie na znacznie mniejszą skalą. W zasadzie każdy drobny nieetyczny uczynek pozwalający zaoszczędzić kilka złotych, euro lub dolarów stanowi swoisty akt racjonalności, umożliwiający uniknięcie wydatku.
Tego rodzaju sytuacja ma aktualnie miejsce w pogrążonej w kryzysie Hiszpanii i została sportretowana w artykule opublikowanym niedawno w dzienniku „Washington Post”. Gazeta opisuje plagę różnego rodzaju oszustw, jakie w ostatnich miesiącach opanowały hiszpański rynek. Wprawdzie autor artykułu podkreśla, iż drobny oszust i cwaniaczek (zwany picaro) jest swoistym archetypem Hiszpana (skąd my to znamy?), i tego rodzaju postawa cieszy się swoistą estymą, ale aktualny zasięg problemu przerósł chyba oczekiwania wszystkich.
Artykuł wymienia kilka sposobów „dorobienia” sobie paru groszy, jakie ostatnio stały się modne w Hiszpanii. Należą do nich m.in.:
- fałszywe roszczenia ubezpieczeniowe, w których rzekomi poszkodowani utrzymują, że skradziono im z domów cenne i łatwe do błyskawicznego upłynnienia ruchomości,
- wymontowywanie części wyposażenia samochodów, ich sprzedaż, a wreszcie zgłoszenie ich rzekomej kradzieży
- podrobione bilety okresowe na komunikację miejską,
- fałszywe aukcje internetowe, oferujące rzekome okazje zakupowe, oczywiście wysyłane dopiero po wpłacie na konto,
- rzekome kradzieże telefonów komórkowych, zwłaszcza droższych modeli,
- wypłaty gotówkowe z rachunków na podstawie fałszywych dowodów tożsamości,
- doniesienia o rzekomej kradzieży portfela z sumą 300-400 euro (tj. stratą pokrywaną przez większość polis ubezpieczeniowych od kradzieży i włamania).
Jednocześnie wszyscy komentujący zaistniałą sytuację podkreślają amatorstwo i brak konsekwencji sprawców. Wielu schwytanych nie tylko nie zabezpiecza się odpowiednio przed wykryciem, ale nawet nie jest w stanie sprokurować w miarę sensownej wersji historii, kiedy konfrontowani są z policją.
Jak wynika z artykułu, jedyną grupą zawodową, jaka zyskuje na obecnej sytuacji, są detektywi ubezpieczeniowi, do których ubezpieczyciele kierują wszelkie podejrzane roszczenia.
Skomentuj wpis
Musisz być zalogowany/a, żeby zamieszczać komentarze.