Definicja bez definicji, czyli co to jest nadużycie

Data: 24 maja 2010 | Autor: | Brak komentarzy »

Fraud definitionPodążając śladem założeń serwisu Fraud IQ, spore miejsce zajmą w nim notatki i felietony poświęcone podstawom problematyki nadużyć. Zarządzanie ryzykiem nadużyć jest podobne trochę do matematyki – nie znając podstaw, nie ma co marzyć o posuwaniu się dalej i przechodzeniu na „wyższy stopień wtajemniczenia”. Tym samym zaszczytne miejsce na podium (to w końcu trzeci wpis w serwisie) zdobywa niniejsza notka, poświęcona krótkiej charakterystyce pojęcia nadużycia.

Z pojęciem nadużyciem jest bowiem trochę jak z definicją czasu – niby wszyscy wiedzą, co to jest, ale przy próbie opisania tego w krótkich słowach pojawiają się schody. Charakteryzując nadużycia, nie zamierzam odwoływać się do definicji encyklopedycznych, długich wywodów terminologicznych, czy innych mało przystępnych form. Myślę, że większość z nas posiada instynktowną zdolność do określenia danego postępowania czy zdarzenia mianem nadużycia, zatem pozostaje nam jedynie nakierowanie instynktów na formalne tory.

Przechodząc zatem do meritum wpisu, za nadużycie uważamy każde postępowanie, lub też zaniechanie działania, które spełnia trzy następujące aksjomaty:

  • jest zdarzeniem celowym;
  • zawiera w sobie element oszustwa, działania wbrew prawu, etyce, zasadom współżycia społecznego lub innym powszechnie przyjętym zwyczajom (w większości przypadków mamy także do czynienia z ukrywaniem tego działania);
  • przynosi korzyść (niekoniecznie materialną) jego sprawcy, ale także jego firmie, a nawet osobom trzecim.

I tu wchodzimy w las: praktycznie gdzie nie spojrzymy, tam – zgodnie z powyższą charakterystyką – czai się nadużycie. Będąc pryncypialnym, za nadużycie należy bowiem uznać także np. zbyt długie przerwy na papierosa, drukowanie prywatnych rzeczy w pracy, załatwianie prywatnych spraw w czasie pracy, serfowanie po internecie po stronach spoza naszego obszaru zawodowego, ba, nawet zbyt długą pogawędkę z kolegą czy koleżanką przy porannej kawie.

Dlatego też, nie wnikając zbyt głęboko w filozoficzne dysputy na temat tego, czy drapanie się po plecach w czasie pracy jest także nadużyciem (z pewnością jest celowe, przynosi nam niematerialną korzyść w postaci ulgi, a przy tym – o ile nie jest wykonywane w czasie przysługującej nam przerwy – jest także poniekąd wbrew obowiązkowi pracy), w naszych dalszych rozważaniach zatrudnijmy przede wszystkim zdrowy rozsądek.

Oczywiście, można być zwolennikiem podejścia Rudolpha Giulianiego, który (zupełnie zresztą słusznie) wierzył, że nawet niewielkie wykroczenia prowadzą w konsekwencji do poważnych przestępstw i rozpoczął niezwykle skuteczną walkę z przestępczością w Nowym Jorku pod hasłem zero tolerancji. W zasadzie identyczne rozumowanie można by przenieść 1:1 na nasze rozważania dotyczące nadużyć. Trzeba jednak pamiętać, że może to skończyć się przysłowiowym wylaniem dziecka razem z kąpielą.

W mojej opinii, dla nadużyć korporacyjnych znacznie bardziej przydatna jest koncepcja istotności, znajdująca zastosowanie w audycie finansowym. Sprowadza się ona do tego, że nasze działania koncentrujemy na tych kwestiach, które skutkują istotnym poziomem nieprawidłowości, a dodatkowo zyski z ich wprowadzenia są co najmniej równe kosztom ich implementacji. Oczywiście poziom istotności każdy z nas musi wyznaczyć sobie indywidualnie, kierując się wspomnianym wcześniej zdrowym rozsądkiem. Istotne jest to, że – odmiennie od audytu finansowego – w przypadku walki z nadużyciami koncepcja istotności w formie liczby nie zda raczej rezultatu, bo wiele z przypadków nadużyć wcale nie łączy się z ryzykiem straty finansowej.



Skomentuj wpis

Musisz być zalogowany/a, żeby zamieszczać komentarze.